Szklana rybka
Ogromnie mi się ta ostatnia podróż dłużyła. Wracaliśmy właśnie z rodzicami znad morza i marzyłam tylko o tym, by szybko znaleźć się w domu, jednak wyjazd trochę się opóźnił. Mama jak zwykle coś zgubiła, tym razem dokumenty. Zmarnowaliśmy ze dwie godziny na ich poszukiwania. W końcu okazało się, że miała je w samochodzie. Było nawet zabawnie, ale rodzicom popsuły się humory. Starałam się im nie przeszkadzać, siedziałam w aucie jak myszka, ale nagle zgłodniałam.
– Mamo… głodna jestem – powiedziałam, przerywając milczenie.
– Nie marudź. Jeszcze ze dwie godziny i będziemy w domu – mama odpowiedziała ponuro.
– Ale mamo, ja strasznie jestem głodna. Może po drodze zjemy chociaż jakąś pizzę?
– Nic z tych rzeczy. To jest niezdrowe.
– Przecież ostatnio sama zaproponowałaś, że zamówisz pizzę na obiad – spojrzałam bezradnie na ojca, licząc, że mnie poprze.
– Zjemy coś w Krośnie – powiedział tata, nagle skręcając z trasy.
– Już dobrze… Niech będzie to Krosno… – rzekła mama odwracając głowę do szyby. Odgarnęła włosy i gestem, który znałam tak dobrze, potarła dłonią czoło. Wiedziałam, że coś ją zdenerwowało. Po chwili minęliśmy tablicę z napisem: Krosno.
– Gdzie chcesz zjeść? – tata spytał mamy, gdy tylko wysiedliśmy z samochodu
– Może jeszcze jest ta restauracja? – mama pewnie skręciła w jedną z ulic. Słońce oświetliło mury budynków, jakby wskazując jej drogę. Popatrzyłam na tatę, chcąc dowiedzieć się, o co tu chodzi, ale zignorował moje nieme pytanie. Z miejsca, w którym siedzieliśmy, czekając aż kelner poda nam obiad, miałam dobry widok na piękne kamienice i rynek miasta. Było tak ładnie, że nabrałam niepohamowanej chęci zwiedzenia choćby kilku ulic. Mama jakby odgadła moje myśli.
– Jeśli chcesz, możesz pójść na spacer – zaproponowała. – Wypijemy kawę i poczekamy tu na ciebie. Czterdzieści minut powinno ci wystarczyć. Proponuję, żebyś skręciła w lewo…
– Skąd wiesz, gdzie powinnam skręcić? – spytałam.
– Po prostu wiem.
Wzruszyłam ramionami, nie chce powiedzieć to nie.
Przysiadłam na ławce podziwiając fontannę. Rozpryskujące się krople wody tworzyły unoszący się nad ziemią tęczowy obłoczek. Krople, kolory, zapach kończącego się lata sprawiały, że ta chwila wydała mi się nierzeczywista. Wpatrywałam się w migocące wilgocią powietrze i miałam wrażenie, że wśród kropel od czasu do czasu pojawiają się szmaragdowe rybki. Na skórze poczułam delikatny powiew wiatru. Rozejrzałam się i nie dostrzegłam nikogo. Rynek był pusty. Może dlatego, że trwała pora obiadowa? Nagle spostrzegłam idącą w moim kierunku dziewczynę. Wyglądała na moją rówieśnicę, ale jej ubranie było jakieś inne. Miała na sobie śmieszną sukienkę sięgającą kostek. Na plecach zwisał długi warkocz. Wyglądała tak dziwnie, że nie mogłam oderwać od niej oczu.
– Czy mogę spocząć koło ciebie? – zapytała. Spojrzałam na swój ubiór. Założyłam tego dnia białe rybaczki, czerwoną koszulkę oraz sandałki. Zdecydowanie wyglądałam zwyczajnie. Dziewczyna zaczęła mi się uważnie przyglądać. Zrobiłam jej miejsce obok siebie. Spoglądałam na nią z nieukrywaną ciekawością, ale ona już była wpatrzona w niebo. Uśmiechała się.
– Czy może wracasz… skądś…? – nie mogłam sformułować pytania, onieśmielała mnie.
– Wracam? – zawahała się – tak, wracam z pewnego miejsca – spuściła oczy ku ziemi.
– Pewnie z jakiegoś przedstawienia, prawda? Twój strój.. Chyba jesteś z jakiegoś kółka aktorskiego? – próbowałam ją zagadnąć.
– A ty skąd jesteś? Nie widziałam cię tu nigdy, a powinnam – spojrzała na mnie surowo, jakbym była spóźnialską uczennicą.
–Ja? Ja… ja jestem tu przejazdem. Wracam właśnie z wakacji z rodzicami.
– Z Elą?
– Tak, to imię mojej mamy, znasz ją?
– Kiedyś ją znałam, gdy tu mieszkała.
– Moja mama, tutaj?
– Tak, przez kilka lat. Mniej więcej do twojego wieku. Zaniepokojona jej dziwnymi słowami przeniosłam wzrok na fontannę.
– Jest tu pięknie… taka sielanka…
– O tak! Chcesz to pokażę ci miasto, tylko chodź ze mną.. Opowiem ci o wszystkim.
– Przykro mi, ale muszę już iść. Rodzice się będą o mnie martwić. Uśmiechnęła się tylko.
– Idź już, ale kiedyś wróć koniecznie i mnie odwiedź.
Wstałam i szłam z wolna w stronę restauracji, gdzie zostawiłam rodziców. Obejrzałam się za siebie, ale nie było już jej przy fontannie. „Tak gorąco, że chyba mam jakieś przewidzenia” – pomyślałam i pobiegłam w stronę restauracji.
Pewnego wrześniowego wieczora siedziałam nad matematyką w kuchni. Mama sprzątała właśnie po obiedzie. Otworzyła kredens i zaczęła wkładać do środka talerze. Nagle coś zielonego zamigotało pomiędzy białymi talerzami.
–Mamo, co to jest? – zapytałam, wpatrując się w zielony przedmiot.
– Szklana ryba, całkiem o niej zapomniałam – odpowiedziała z wahaniem. Przestała na chwilę sprzątać. Przesunęła porcelanową miskę i wyjąwszy rybę, postawiła ją na stole. Była naprawdę piękna. Połyskiwała soczystą zielenią, błyszczała delikatnymi kolorami tęczy. Zachwycił mnie kształt i niezwykły kolor, który w jasnym świetle przybierał odcień szmaragdu.
–Piękna. Skąd ją masz? – spytałam. Mama delikatnie pogładziła rybi grzbiet.
– Mam ją po babci, dostała ją od dziadka z okazji dziesiątej rocznicy ślubu. Pracował kiedyś w Hucie Szkła i to jego dzieło.
– To było w Krośnie?
Potwierdziła.
– Nigdy mi nie mówiłaś, a to pewnie romantyczna historia.
– Zejdź na ziemię – mama zaśmiała się i rzuciła mi ściereczkę – posprzątaj resztę. Pokażę ci coś.
Zapatrzyłam się w przejrzystość szkła i ujrzałam w nim lustrzane oblicze lecz nie tylko zobaczyłam siebie. Zamarłam. Za mną stała ta sama dziewczyna, którą spotkałam w Krośnie. Posłała mi serdeczny uśmiech. Naprawdę trochę się przestraszyłam. Odwróciłam głowę, jednak nikogo już nie było. Spojrzałam ponownie w szkło, ale ujrzałam tylko nadchodzącą mamę. Odsunęła szklaną rybę i położyła przede mną gruby album ze starymi zdjęciami.
– Spójrz tu – wskazała na fotografię w lewym dolnym rogu kartki – to twoja babcia, gdy miała szesnaście lat. Dotknęłam zdjęcia drżącymi rękoma.
– Mamo, pamiętasz jak opowiadałam ci, że spotkałam dziewczynę w dziwnym stroju w tamtym mieście podczas wakacji? – zapytałam przerażona.
– Tak, dlaczego pytasz? – była zdziwiona.
– To ta sama dziewczyna, która jest na zdjęciu. Rozmawiałam z nią – stuknęłam palcem w fotografię.
– To przecież niemożliwe – pokiwała głową i pocałowała mnie – Ach, ta twoja wyobraźnia. – Ale to prawda. To ona… – szepnęłam. Nie pomyliłam się. To była babcia, której nigdy w swym życiu nie spotkałam?! Popatrzyłam na przepiękną rybę i mimowolnie się uśmiechnęłam:
– Przyjadę babciu! Na pewno do ciebie przyjadę!